Podobno w dzisiejszych czasach można kupić wszystko. Calkiem możliwe, nam udalo się kupić bilet do piekla, na szczeście powrotny ;)
Spotykamy się z ”naszą” grupą i przewodnikiem w centrum Kijowa. Pare nerwowych uśmieszków, rzut plecaków do bagażnika i jedziemy. Siergiej – nasz przewodnik, znudzonym glosem rzuca pare faktów o Czarnobylu, pare dowcipów a wreszcie jak mantrę kilkukrotnie powtarza: niczego nie zbieramy, nie dotykamy, nie ocieramy się, nie wąchamy. Po czym odpala telewizor i oglądamy film o historii Czarnobyla. Wszystkim zainteresowanym, polecam obejrzec ten rewelacyjny dokument. Można go znalezć po polsku tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=KogOMEpqm5M
Podróż mija szybko i wkrótce czeka nas przystanek w rozpadającej się wiosce Czarnobyl. Oglądamy mapki z poziomem radioaktywności w okolicy. Nasz przewodnik przychodzi z plikiem papierów. Musimy podpisać oświadczenie że jesteśmy tu z wlasnej nieprzymuszonej woli i bierzemy calą odpowiedzialność za wszystko co może się staś na siebie. Siergiej drapie się po brodzie.
- Niech to ktoś przeczyta na glos, żebyście wiedzieli co podpisujecie. Kto tu dobrze mówi po angielsku?
Cala grupa “dyskretnie” spogląda na parę Brytyjczyków. Siergiej podąża za naszym wzrokiem na wybranców.
- Skąd jestescie?
- Z Anglii
- O Boże, nie ma mowy, wy Brytyjczycy jak zaczniecie mówic po angielsku to nikt was nie rozumie, a to ma być jasno i wyraznie
Purpura Angoli I “dyskretne” usmieszki grupy – bezcenne ;) . Zostajemy jeszcze raz pouczeni że niczego nie zbieramy, nie dotykamy, nie ocieramy się, nie wąchamy. Ostatnia szansa na zmianę ciuchów, od tego momentu mamy mieć zakryte obuwie, dlugie nogawki, dlugie rękawy, choćbyśmy się gotowali z gorąca nie mamy prawa ich podwijać. Podpisujemy dokument i pakujemy się do busika.
Pierwszy przystanek – 5ty reaktor. Podczas wybuchu 4ki byl w budowie, wszystko momentalnie stanęlo, wciąż otoczony jest dzwigami. W oddali widzimy już pierwszy, drugi i oslawiony 4ty reaktor. Siergiej wyciaga licznik geigera, wszyscy w ciszy obserwują cyferki i…. chwila zawodu ;) promieniowanie prawie takie jak tlo. Jeszcze nie teraz, Siergiej uśmiecha się do nas. Jednak wcale nie oznacza to że tutaj jest bezpiecznie. Radioaktywna ziemia po prostu zostala przykryta swieżą warstwą przez te wszystkie lata. Wystarczy odgarnąć trochę nogą a cyferki wesolo skaczą w gorę. Licznik przechodzi z rąk do rąk, każdy chce posluchac wolnego “turkotania”. Po chwili wskakujemy do busika i podekscytowani jedziemy w kierunku szarego sarkofagu.
Czas na kolejną atrakcję, zarówno dla turystów jak i dla okolicznych pracowników. Nasz bus zatrzymuje się przy moście przerzuconym nad jednym ze zbiorników retencyjnych, z których czerpana byla woda do chlodzenia reaktorów. Jesteśmy już tylko jakieś 100-200m od 4tego reaktora. Przewodnik wyciąga dwa bochenki chleba i ze śmiechem mówi że idziemy pokarmić radioaktywne stwory. Cóż, chlebożerne stwory nie wydają nam się szczególnie grozne, więc podążamy za nim z ciekawością. Po chwili dostajemy kawalek i prostą instrukcję – pokruszcie i rzucajcie. Tajemniczymi stworami okazują się gigantyczne sumy, które zdecydowanie cieszą się z obecności turystów ;) Po kilku minutach musimy się zbierać, nasz przewodnik wrzuca pól bochenka do zbiornika, rozpoczynając prawdziwą bitwę o ten rarytas.
Calą grupą pospiesznie pakujemy się do busika. Czas na glówny punkt programu – 4ty reaktor. Podjeżdżamy tuż pod jego bramę a tam jeden Pan podcina galązki świerczkom a towarzyszy mu Pani, która pieli grządki kwiatów GOLYMI rękoma, klęcząc NAGIMI kolanami na ziemi jedyne 50m od sarkofagu… (w myślach szybko recytuję nie zbieramy, nie dotykamy, nie ocieramy, nie wąchamy). Trawa naokolo równiutko przystrzyżona, to dla turystów, macha bez entuzjazmu ręką nasz przewodnik. No tak, przecież jesteśmy w radioaktywnym Disneylandzie ;)
W przeciwienstwie do uroczych lecz kompletnie tu nie pasujących rabatek, sarkofag znajduje się w oplakanym stanie. Na jednym ze zdjęc widac zbliżenie przerdzewialej powloki. Oczywiście byla ona budowana w ogromnym pośpiechu, oficjalnie przez roboty (mniej oficjalnie również przez tzw bio-roboty – czyli bohaterskich ludzi) przy ogromnych dawkach promieniowania, dlatego nic dziwnego że konstrukcja się rozpada. Już w czasie budowy prowizorycznego sarkofagu zdecydowano że natychmiast należy zacząć plan budowy powloki z prawdziwego zdarzenia. Jako że konsekwencje wybuchu byly odczuwalne na terenie calej Europy blyskawicznie zebrano fundusze na ostateczne zabezpieczenie promieniotwórczych rdzeni – ponad 20 miliardow dolarow. Wedlug planu budowa drugiego sarkofagu miala zakonczyc się w 2009-2010 roku. Jak dotąd nawet plan budowy nie jest gotowy, a te 20 miliardow? No cóż…. rozeszlo się ;) Co dokladnie jest w środku? Radioaktywna zupa. Do środka przenika deszcz, a to co wplynie musi oczywiscie kiedys wyplynac. Wyciekając, zatruwa pobliske mokradla i Dniepr. Ilości podobno na razie nie sa alarmujące, ale biorąc pod uwagę to jak wielce skażone sa okoliczne tereny, szczerze wątpie by pomiary mogly dokladnie powiedzieć jakie ilości to skażenie ”wtórne”, pochodzące z wycieku. To co się uwolnilo z reaktora podczas jego wybuchu to zaledwie preludium do katastrofy z prawdziwego zdarzenia. Ponad 90% promieniotwórczych materialów czeka na swoją kolej pod rozsypujacym się sarkofagiem. Co bedzie dalej? Nie wiadomo, dla reszty świata sprawa Czarnobyla jest dawno zamknięta, niewiele osob zdaje sobie sprawę z tego że tuż pod nosem tyka nam prawdziwa bomba, ktorej ”wybuch” będzie katastrofą na skale której nikt nie jest sobie w stanie wyobrazic.
Po obowiazkowym obfotografowaniu wszystkiego naokolo Siergiej zaciąga nas do busa. Czas na odwiedziny miasta duchów – Prypeci.
Krótka jazda busikiem i jesteśmy w Prypeci. Widać pieklo też może się przeterminować. Dookola soczysta zielen, ptaki świergolą jak szalone, po pobycie w zakurzonym Kijowie mam ochotę wziąc glęboki wdech i nacieszyć się odrobiną natury. Trudno uwierzyć że to miejsce jest skażone na tysiące lat. Natura szybko odbiera to co zagarnąl czlowiek. Kiedyś dynamicznie rozwijająca się aglomeracja, dziś Prypeć jest miastem duchów. Przez asfalt przebijają się drzewa, dzikie zwierzęta zamieszkują pustostany, wszędzie jeszcze natrafić można na porzucony dobytek mieszkanców.
Mimo że okoliczne budynki popadly w ruinę, dookola panuje atmosfera sielskiego spokoju. Konstrukcje są w tak zlym stanie, że gdzieniegdzie podlogi i schody zawalają się, dlatego mamy dostęp tylko do nielicznych miejsc. Z biegiem lat soczyste kolory wyblakly I zastąpily je kojące pastelowe barwy. Naprawdę trudno sobie przypomnieć o tragedii ktora tu się rozegrala. Odwiedzamy dom kultury, teatr, lunapark, basen i szkolę. Dopiero w tym ostatnim miejscu czuję sie nieswojo. Dopiero tam dociera do mnie ludzki starch i szal ewakuacji. Wracamy do busika. Wszyscy siedzą cicho. Teraz zostalo nam już tylko przejść przez bramki sprawdzające nasz poziom napromieniowania by wyjechać z “zony”.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Bardzo ciekawa relacja i zdjęcia. Gratuluję pomysłu i odwagi wybrania się właśnie w to miejsce. Pozdrawiam.
-
I jeszcze krótka refleksja na temat "zadeptania Prypeci przez turystów"... Z jednej strony to dobrze, że niby jest łatwiejszy dostęp do tamtych terenów, że można to odwiedzać. Fakt, turyści mogą się przyczynić do unicestwienia tego miejsca pamięci (które i tak jeszcze przez długi czas będzie niezapomniane - z racji obecnego promieniowania). Jednakże "zostawienie Czarnobyla w spokoju" też nic nie da, gdyż natura sama załatwi sprawę - już teraz wiele budynków jest poważnie uszkodzonych - deszcze i wyrastająca na budynkach roślinność robią swoje ;) A nie można dopuścić, by Matka Natura zniszczyła sarkofag okrywający zgliszcza IV reaktora. Budowa nowego sarkofagu niby już miała trwać, na razie jednak niewiele wiadomo w tej sprawie.
Poza tym zmienił się zarządca Strefy, więc na razie nie wiadomo jak dokładnie będzie z dostępem dla turystów (dodatkowo plany budowy nowego sarkofagu utrudnią uzyskanie zezwolenia na wstęp do Zony). -
Wybaczcie, wkradł się mały chochlik - miało być rozpad izotopów POtrwa jakieś 300 000 lat :)
-
Ach, jeszcze mam parę pytań odnośnie samej wyprawy :) Organizowana była "na własną rękę", czy znaleziona gdzieś w necie oferta? Wiem, że kilka biur (m.in. z Krakowa) organizuje takie dwudniowe wyprawy. Aczkolwiek poszukałem w necie i są inne, ciekawsze oferty ;)
Hmm... Ta "bomba" tyka, owszem, ale ku samounicestwieniu. Wiem, że rozpad czarnobylskich radioaktywnych izotopów (cez Cs 137 i któryś tam izotop jodu, nie pamiętam już który) trwa jakieś 300 000 lat, ale wraz z tykaniem czasu robi się coraz bezpieczniej, promieniowanie słabnie. No i na pewno nie grozi nam wybuch 4 reaktora w dosłownym tego słowa znaczeniu ;) A kto o zdrowych zmysłach pcha się do ś.p. reaktora IV? Zwłaszcza że zabudowany został ;)
Promieniowanie w większości spadło znacznie, są jedynie miejsca faktycznie niebezpieczne - głównie składowiska maszyn używanych do oczyszczania po wybuchu oraz miejsca typu piwnice szpitali, gdzie porzucono odzież i sprzęt ochronny uzyty podczas akcji, również cmentarz jest takim miejscem, gdyż tam raczej nie można było zebrać skażonej warstwy ziemi ze względu na zawartość ;) W samej Prypeci jednym z bardziej skażonych miejsc jest właśnie lunapark.
Znalazłem arcyciekawą stronę jednego pana, który przez kilka lat jeździ do elektrowni w Czarnobylu (na ten rok też jest przewidziana wyprawa), ale z grupą naukowców, więc dostęp mają załatwiony w nieco szerszym zakresie ;) Obejrzałem prześwietne zdjęcia i materiały filmowe, nie tylko z niedostępnych wycieczkowiczom obszarów strefy elektrowni, ale też z Oka Moskwy, które mimo iż od wybuchu elektrowni jest nieczynne (elektronika wysiadła od promieniowania) nadal jest strzeżone i niedostępne (są nawet zdjęcia wykonane ze szczytu anten radarowych, do których nie można się nawet zbliżyć bez specjalnego pozwolenia, a co dopiero wejść na nie). -
Ciekawa wyprawa. Przyznam się, że od dawna mnie kusi Czarnobyl. Kolega ze swoimi kolegami z pracy organizowali wycieczkę tam, lecz chyba nie doszła do skutku. Nie znam szczegółów.
Hmmm... Bohaterskie bio-roboty...? Bohaterskość oczywiście polega na tym, że to zrobili. Niestety nie mieli wyjścia :(
Brak mebli..? Może usuwano je podczas akcji oczyszczania miasta po ewakuacji mieszkańców. Ciekawe tylko, czy oczyszczono także kasy sklepowe, banki (o ile tam były).. w końcu takie skażenie radioaktywne to nie lada zagrożenie.
Patrzę na portal aukcyjny - różnego rodzaju detektory i liczniki promieniowania kupić można od 25 do 1500 zł.
Pozdrawiam, dzięki za możliwość zwiedzenia Zony :)
Udaję się pograć w STALKER-a (akcja odgrywa się na terenie Zony), potem w Fallouta 3 (świat po wojnie nuklearnej). -
Mieszkam na Ukrainie, ale na wycieczke do Czarnobyla sie jeszcze nie zdecydowalam (o ile w ogole kiedys sie zdecyduje), mimo ze zycie codzinne w Zwiazku Radzieckim to dla mnie fascynujacy temat. Czytam za to namietnie relacje tych, ktorzy byli. Od jakiegos czasu nasuwa misie pytanie (moze znasz odpowiedz) - wszytskie mieszkania, ktore mozna zobaczyc na zdjeciach z Prypiaci, sa puste, bez mebli, czegokolwiek. Co sie z tym stalo? Przeciez podczas ewakuacji nie zabierano chyba mebli?! Tylko najpotrzebniejsze rzeczy. A moze sie myle.
-
Moje uznanie!
-
wyszukana destynacja ;)
-
Wiele relacji udało mi się przejrzeć a każde jest zupełnie inne mimo tych samych obiektów. Obiekty widziane z Twojej perspektywy nie mniej przyprawiają o dreszcze. Relacja i opis fantastyczny. Mogę tylko podziękować za relację ale nie chciałbym tam być. Gratuluje odwagi i pozdrawiam ciepło.
-
oj lubię klimaty porzuconych miast - z jednej strony są trochę upiorne, a z drugiej pokrzepiające jest to, że przyroda tak szybko tam wraca
-
Alez nic nie umniejszyles bo tu nie ma co umniejszac :D To nie jest zadna ekstremalna wyprawa, czy turystyczny hard core ;) To zwykla komercyjna wycieczka tylko ze miejsce jest niezwykle :)
Tez jestem przeciwna umasowieniu turystyki w tym miejscu, wedlug mnie powinny byc wprowadzone limity osob przyjmowanych dziennie, ale niestety tak sie nie stanie, przynajmniej w najblizszym czasie. Biznes musi sie krecic...
Doskonale rozumiem czemu tak podobaja Ci sie te miejsca w Walii. Porzucone budynki, fabryki itd. maja i dla mnie niesamowita moc przyciagania, jest w nich cos fascynujacego, magicznego i strasznego jednoczesnie :) -
jaki wyczerpujący komentarz!:-) no, no... się chwali;-)
jeśli chodzi o niebezpieczeństwa... nie myśl przypadkiem, że chcialem umniejszyć waszej odwadz, czy coś! w życiu! pisząc, że nie jest aż tak ekstremalnie, jak się powszechnie sądzi, wyrażałem raczej zdziwienie. ale tak bywa, gdy człowiek operuje stereotypami:-)
umasowienia czernobylskiej turystyki natomiast, nie uważam za zbyt szczęśliwy pomysł. w takich miejscach odpowiedzialny przewodnik jest jednak niezbądny. aż się boje pomysleć o pijanych oszołomach bawiących się wokół czwartego reaktora. moze być niewesoło...
inna sprawa, że od jakiegoś czasu wzrasta zainteresowanie "trochę inną turystyką". ja na przykład ostatnio, każdą wolną chwilę spędzam w południowowalijskich dolinach (the valleys) gdzie zaczęła się rewolucja przemysłowa i gdzie człowiek miał ogromny wpływ na przekształcenie (taki eufemizm:-) krajobrazu. co prawda nie ma tam promieniowania (w nadmiarze:-), ale są hałdy pokopalniane, stare szyby węglowe, zamknięte kopalnie, huty, itp. muszę powiedzieć, że mi się tam podoba:-) -
nic nie szkodzi zdarza się Wojtasek też jest ładnie :)
-
Wojtass - przepraszam za przeinaczenie pseudo!
-
Wojtasek, Chelsea, Smok, Mj1945 - dziekuje bardzo za zainteresowanie i ciesze sie bardzo ze Wam sie podobalo. Ten krotki wypad wiazal sie z ogromnymi emocjami, dlatego opisanie tych kilku godzin przyszlo dosc latwo
Zfierz - Czarnobyl nie jest tak niebezpieczny, dlatego ze wybuch wyrzucil pyly na spora wysokosc i znaczna ich wiekszosc zaczela opadac na terenie Bialorusi. Okolica byla tez czyszczona by ludzie mogli dalej pracowac w pozostalych reaktorach (tak, dla mnie to byl szok, dowiedziec sie ze ostatni reaktor zostal zamkniety dopiero w 2000 roku!). Oczywiscie w okolicach sa rowniez miejsca, w ktorych promieniowanie jest bardzo wysokie, np Czerwony las, gdzie geiger szaleje. Coraz wiecej osob odwiedza strefe Czarnobyla, okolo 20 000 rocznie. Gdy my tam bylismy, wycieczke musielismy zarezerwowac z kilkutygodniowym wyprzedzeniem - konieczne bylo poinformowanie wladz i wyrobienie specjalnej przepustki. Od tego roku podobno biurokracji ma byc mniej, bo rzad zrozumial ze Czarnobyl, ironicznie, moze byc prawdziwa zyla zlota. W przeciagu kilku lat liczba turystow drastycznie sie zwiekszy, zwlaszcza ze linie lotnicze otwieraja tanie polaczenia z Ukraina. Mysle ze niedlugo wszystko zostanie zadeptane, szczegolnie Prypec. Watpie zeby podjete zostaly jakies specjalne kroki by ochronic to swiadectwo ludzkiego strachu i cierpienia. -
Konkretna wyprawa w takie miejsce tak Prypeć miasto duchów szkoła robi wrażenie i oczywiście rozpadający się sarkofag miejmy nadzieję że wytrzyma jeszcze jakiś czas bo jak huknie to wybuch z kwietnia 86 to nic z tym co nas może spotkać.Tony radioaktywnego świństwa tyka pod sarkofagiem tak pieniądze były na zabudowę ale poszły na inne cele niestety.Dla chętnych polecam film "Chernobyl Heart" jest na you tube w języku angielskim.Łza się w oku zakręci jak go zobaczycie.
-
Twoje opowiadanie przypomina mi "Strefe" braci Strugackich. Tyle, ze ta zostala napisana przed Czernobylem, ale pewnie cos czuli...
-
Jestem pod wrazeniem Twojego tekstu.
-
jeszcze raz ja... w pierwszym komentarzu zjadłem "kumpelę":-)
-
dodam jeszcze tylko, że świetne i bardzo wymowne zdjęcia. szczególnie te z prypeci! jestem pod wrażeniem. czułem dreszcze na plecach...
-
kiedy jakieś trzy lata temu podesłała mi link do swojej galerii z czarnobyla, myślałem że jej odbiło! ale później trochę poszperałem i okazało się, że to całkiem popularny cel wycieczek. ponoć nie taki diabeł straszny jak go malują. ostatnio czytałem nawet, że naukowcy są w niemałym szoku, jak szybko natura poradziła sobie ze skażeniem. nie zmienia to jednak faktu, że mnie tam nie ciągnie, a po twoich opowieściach o stanie sarkofagu jeszcze mniej:-)
i z zupełnie innej beczki... pod swoja czarnogórą napisałaś "moje zdolnosci pisarskie sa prawie zerowe". no dziewczyno... jeśli twoje są zerowe, to poziom mojej samokrytyki (często mylonej z kokieterią) powinien wzrosnąć jak wskaźniki na gajgerze przy sarkofagu!:-) dla mnie bomba! -
świetny reportaż-gratuluję
-
--